Kiedy sięgam pamięcią do czasu, gdy startowałam w zawodzie lekarza, od razu staje mi przed oczami moja pierwsza pacjentka na izbie przyjęć i jednocześnie pierwsza arytmia. Kobieta w średnim wieku, kołatanie serca. Byłam strasznie przejęta, ale sytuacja zrobiła się jeszcze poważniejsza gdy zobaczyłam jej zapis EKG – w kardiologii to podstawa i 90% sukcesu w rozpoznaniu. Diagnostykę trzeba był jeszcze pogłębić, by otrzymać pełny obraz sytuacji. Dlatego z niecierpliwością oczekiwałam na wyniki z laboratorium.
Chwilę to trwało, zanim w moje ręce trafił już komplet niezbędnych badań. Z wynikami i diagnozą przyszłam do niej i wygłosiłam prawie 40 minutowy wykład na temat konieczności przyjmowania leczenia przeciwzakrzepowego. Byłam świetnie zaopatrzona w tabele z obrazkami i różnymi schematami. Jednak ratownicy i pielęgniarki z Izby Przyjęć z wyraźnym zdziwieniem spoglądali na moje poczynania.
Przedstawiłam tej kobiecie wszystkie dostępne w dzisiejszych czasach opcje leczenia. Na samym końcu natomiast zapytałam się o jej zdanie.
Kiedy przestałam już gadać, spostrzegłam delikatny uśmiech i zdziwienie na jej twarzy… Spojrzała mi prosto w oczy i zapytała:
O co chodzi Złotko? Nie wiesz co masz robić? Przecież ja się i tak na tym nie znam, zrobię, wszystko co mi każesz.
Ręce mi opadły, abstrahując już od tego złocenia, zastanowiłam się chwilę. Bardzo dobrze wiedziałam co mam robić – aż za dobrze.
Czasem zapominam o tym, że jeszcze wiele osób funkcjonuje w paternalistycznym modelu relacji lekarz – pacjent. Gdy lekarz mówi – trzeba wziąć tabletkę – z tym się nie dyskutuje.
[alert-note]Osobiście preferuję model w którym, mogę podyskutować z Pacjentem. My lekarze jesteśmy jak przewodnicy, pokazujemy opcje, możliwości medycyny, tłumaczymy język ciała i symptomy choroby. Nasi Pacjenci natomiast w tym modelu funkcjonowania, prowadzeni za rękę dokonują wyboru najlepszej dla siebie opcji.[/alert-note]